Tak jak obiecałam teraz będzie o mniszku lekarskim.
Podpatrzony w Łanie Sztuk syrop z mniszka smakuje trochę jak miód, ale z bardzo ciekawą, zupełnie nie miodową nutą w tle. Ja co roku walczę wiosną z hordami mniszków panoszących się na trawniku i wszystko to szło na śmietnik... Co za marnotrastwo! Nigdy więcej. W przyszłym roku na pewno uważę taki syrop:
Wystarczy na równe objętości wody i kwiatów mniszka dodać proporcjonalną ilość cukru (może być pół na pół biały i brązowy, np. Moscovado) oraz zakwasić nieco sokiem z cytryny.
Przykładowa proporcja: 1 l kwiatów mniszka, 1 litr wody, 1 kg cukru, sok z dwóch cytryn.
Trzeba następnie powoli (ok 1 h) gotować tak przygotowany roztwór do uzyskania syropu o konsystencji miodu. Wówczas filtrujemy kwiaty przez gazę, zagotowujemy raz jeszcze syrop i gorący przekładamy do słoików.
Mniszek ma właściwości moczopędne i rozkurczowe. Działa przeczyszczająco i ułatwia trawienie.
Można też ususzyć jego żółte płatki i zalewać jak herbatę. A tak ususzone zioło można również utłuc w moździeżu i dodawać do ciast, żeby uzyskać żółtą barwę.
Bo że liście mniszka to pyszna sałata, to wiemy wszyscy. Ja od przyszłej wiosny na pewno zagospodaruje również kwiaty!
piątek, 27 lipca 2012
Małe Conieco- wskrzeszenie Habauda
W skansenie w Olsztynku kupiłam ciekawą płytę.
Odkąd płyty Andrzeja Bieńkowskiego (oryginalne nagrania ludowych kapel) otworzyły mi oczy na to jak ciekawie tak na prawdę brzmi nasza muzyka ludowa (bardzo daleko od komercjalnej papki sprzedawanej jako muzyka ludowa) staram się wyszukiwać płyty które sięgają do ludowych źródeł. Ta płyta z Olsztynkowego skansenu to zbiór odnalezionych przez muzyków w archiwach tekstów źródłowych i melodii ludowych . Pierwsza ciekawa rzecz, to to że teksty są w języku warmińskim, właściwie już w tej chwili wymarłym. A po drugie te pieśni są nieprawdopodobnie piękne. Ciekawa jestem , czy wyobrażalibyście sobie że tak również brzmiała nasza muzyka ludowa. :)
Polecam. Można też kupić w internecie. Np tu:
http://www.progrock.org.pl/content/view/5752/56/
Odkąd płyty Andrzeja Bieńkowskiego (oryginalne nagrania ludowych kapel) otworzyły mi oczy na to jak ciekawie tak na prawdę brzmi nasza muzyka ludowa (bardzo daleko od komercjalnej papki sprzedawanej jako muzyka ludowa) staram się wyszukiwać płyty które sięgają do ludowych źródeł. Ta płyta z Olsztynkowego skansenu to zbiór odnalezionych przez muzyków w archiwach tekstów źródłowych i melodii ludowych . Pierwsza ciekawa rzecz, to to że teksty są w języku warmińskim, właściwie już w tej chwili wymarłym. A po drugie te pieśni są nieprawdopodobnie piękne. Ciekawa jestem , czy wyobrażalibyście sobie że tak również brzmiała nasza muzyka ludowa. :)
Polecam. Można też kupić w internecie. Np tu:
http://www.progrock.org.pl/content/view/5752/56/
Małe Conieco- Miastowi
Sałata z Dzikiej Kaczki
Testowaliśmy nowe miejsce- również gospodarstwo agroturystyczne, ale też restaurację. Pięknie położone, bardzo czujnie odnowione. Weranda, na której się je otoczona jest sadem, z widokiem na ogród warzywny. Wszystkie produkty pochodzą z okolicy. Ogólnie godne polecenia, choć miałam z tym miejscem jeden problem, ale o tym później. Jedliśmy tam świetnie przyrządzony udziec z sarny, ale czymś, co mnie szczególnie zaskoczyło była sałata, dlatego przepis na nią poniżej. Może Wam również spodoba się takie połączenie.
Sałata z Dzikiej Kaczki:
Mix sałat
Gruszka pokrojona w dosyć cienkie plastry
Prażone orzechy włoskie
Pokrojony w cienkie plastry koper włoski
Sos: vinaigrette i balsamico
Sałata z Dzikiej Kaczki:
Mix sałat
Gruszka pokrojona w dosyć cienkie plastry
Prażone orzechy włoskie
Pokrojony w cienkie plastry koper włoski
Sos: vinaigrette i balsamico
Po drodze- młyn u Mariaszka już prawie w Gdyni
Mamy takie miejsce, na drodze na Warszawę, niedaleko Ostrudy, gdzie zawsze jemy :) To stary młyn wodny, gdzie można pięknie zjeść np pstrąga a'la śledzia albo pyszne domowe pierogi. Nie będę się rozwodzić nad zaletami ich kuchni bo to miejsce stosunkowo, w porównaniu z innymi, znane. My tam zawsze kupujemy chleb (pieczony na miejscu) i miody . Zasada w Mariaszku jest taka że jest sezonowo i lokalnie, a takie miejsca lubimy. Dlatego mamy dobrego newsa z trasy dla wszystkich Gdynian. Wiecie co buduje się w Gdyni koło Klifu? Filia Młyna pod Mariaszkiem :) Ja już zacieram z niecierpliwości ręce- otwarcie podobno w sierpniu.
Małe Conieco- Koronczarnia
Tak myślałam jak nazwać posty, w których niekoniecznie będzie o jedzeniu ale o innych miejscach lub rzeczach wartych polecenia. Za to z tym samym wspólnym mianownikiem- prawdziwych, pięknych, rękodzielniczych, odkopujących tradycję lub historię. Tak więc otwieram nowy kącik- Małe Conieco.
KORONCZARNIA
Też w Nowym Kawkowie, a jakże. W jednym z domów do których trafiliśmy dzięki instrukcji Elizy pani wyrabia przepiękną biżuterię z koronki. Coś tam zakupiłam oczywiście, a coś mam w planie. Niezwykle oryginalne rzeczy, zresztą zobaczcie sami.
http://koronczarnia.pl/
Można wybierać kształty i kolory wg. gustu. Na zamówienie czeka się niestety ponad miesiąc, bo to dosłownie i w przenośni koronkowa robota.
KORONCZARNIA
Też w Nowym Kawkowie, a jakże. W jednym z domów do których trafiliśmy dzięki instrukcji Elizy pani wyrabia przepiękną biżuterię z koronki. Coś tam zakupiłam oczywiście, a coś mam w planie. Niezwykle oryginalne rzeczy, zresztą zobaczcie sami.
http://koronczarnia.pl/
Można wybierać kształty i kolory wg. gustu. Na zamówienie czeka się niestety ponad miesiąc, bo to dosłownie i w przenośni koronkowa robota.
Małe Conieco- sękata chata
Część domów, które widzieliśmy na Warmii to domy przeniesione z innych miejsc, skądś gdzie niszczały, gdzie nikt o nie nie dbał. Teraz odnowione znowu żyją. Uważam, że pomysł rewelacyjny, szczególnie jak ktoś planuje budowę letniego domu albo ma jakąś działkę w lesie lub nad jeziorem schowaną na czarną godzinę. Polecono nam np taką firmę zajmującą się przenoszeniem i rekonstrukcją starych, drewnianych domów, ale podobno jest ich więcej.
http://sekata-chata.podlasie.pl/
To takie schronisko dla chat :)
http://sekata-chata.podlasie.pl/
To takie schronisko dla chat :)
Lawendowe Pole
Tu chcieliśmy się zatrzymać. Miałam takie marzenie od kilku lat, od kiedy po raz pierwszy trafiłam do Kawkowa na kurs jogi. Tym razem się nie udało, ale może kolejnym razem, jak weźmiemy się za organizację wyjazdu wcześniej. Może uda mi się przyjechać na organizowane przez właścicielkę - Asię- warsztaty alchemiczne (z wyrobu naturalnych kosmetyków). O Lawendowym Polu piszę, bo jest to źródło pyszności, które można pięknie zimą wykorzystać w kuchni, a które trudno dostać, szczególnie w tak dobrej jakości. Asia raczej nie prowadzi sprzedaży wysyłkowej, ale za to jeśli będzie się w pobliżu to można tam zajechać, tak jak my to zrobiliśmy, na spacer. A przy okazji nabyć takie pyszności:
Herbatka lawendowa, zmieszana z dobrej jakości czarną herbatą jest zimą cudownie orzeźwiająca a syrop lawendowy to taki samograj- można nim polewać desery, jogurt, naleśniki, traktować go jako aromatyzator do ciast, sosów albo po prostu dolewać do zimowej herbaty. Wówczas tradycyjnemu naparowi na czarnej herbacie, z miodem, cytryną, plastrami pomarańczy i goździkami nada zupelnie inną, niesamowitą nutę.
Ja uwielbiam lawendę- dlatego w Lawendowym Polu kupuję herbatkę, bo ona jest tam w pełni ekologiczna, ręcznie doglądana od zasadzenia aż do tego uroczego słoiczka. Pachnie też zupelnie inaczej niż ta dostępna w aptekach jako zioło. Natomiast ta apteczna jest bardzo ekonomicznym wyjściem jeśli chce się np zrobić sobie lawendową kąpiel albo dodać susz do kruchych ciasteczek.
Do Lawendowego Pola warto przyjechać nie tylko po te cudowne produkty. Jest też tam po prostu, zwyczajnie, pięknie. Sami zobaczcie:
Na plantacji jest ławka. Na niej odurza człowieka lawendowy zapach nasycacjący powietrze a w uszach monotonnie dzwoni brzęczenie tysięcy owadów, które wypijają z kwitnącej lawendy nektar.
Właścicielka chętnie opowiada o lawendzie i nie tylko. Nas poczęstowała przepyszną kawą z kozim mlekiem i tak przedpołudnie mineło nam na leniwych pogawędkach nad pakowaną właśnie do sakiewek tegoroczną lawendą. Wogule Kawkowo nie jest zwyczajną wioską. Większość mieszkańców, to ludzie napływowi- tacy którzy wybrali Warmię bo jest dzika, 'niezdeptana'. Postanowili żyć w ciszy, w towarzystkie natury i ludzi, którzy wybrali podobnie jak oni. Dlatego im dłużej jeździliśmy sobie po Kawkowie tym bardziej śmiały nam się buzie do tego że można pukać od drzwi do drzwi i nie słyszy się miastowego: 'Czego chce? ' tylko ' Wchodźcie, jak miło że nas odwiedzacie, macie ochotę na kawę? ciasto? owsiankę? Drzwi w Kawkowie są otwarte, a ludzie chodzą po swoich obejściach na boso. Nie wszyscy i nie zawsze oczywiście , ale jest tam taki właśnie luz. Ja tam ładuję baterie. Dlatego i Wam polecam.
http://www.lawendowepole.pl/
Herbatka lawendowa, zmieszana z dobrej jakości czarną herbatą jest zimą cudownie orzeźwiająca a syrop lawendowy to taki samograj- można nim polewać desery, jogurt, naleśniki, traktować go jako aromatyzator do ciast, sosów albo po prostu dolewać do zimowej herbaty. Wówczas tradycyjnemu naparowi na czarnej herbacie, z miodem, cytryną, plastrami pomarańczy i goździkami nada zupelnie inną, niesamowitą nutę.
Ja uwielbiam lawendę- dlatego w Lawendowym Polu kupuję herbatkę, bo ona jest tam w pełni ekologiczna, ręcznie doglądana od zasadzenia aż do tego uroczego słoiczka. Pachnie też zupelnie inaczej niż ta dostępna w aptekach jako zioło. Natomiast ta apteczna jest bardzo ekonomicznym wyjściem jeśli chce się np zrobić sobie lawendową kąpiel albo dodać susz do kruchych ciasteczek.
Do Lawendowego Pola warto przyjechać nie tylko po te cudowne produkty. Jest też tam po prostu, zwyczajnie, pięknie. Sami zobaczcie:
Na plantacji jest ławka. Na niej odurza człowieka lawendowy zapach nasycacjący powietrze a w uszach monotonnie dzwoni brzęczenie tysięcy owadów, które wypijają z kwitnącej lawendy nektar.
Właścicielka chętnie opowiada o lawendzie i nie tylko. Nas poczęstowała przepyszną kawą z kozim mlekiem i tak przedpołudnie mineło nam na leniwych pogawędkach nad pakowaną właśnie do sakiewek tegoroczną lawendą. Wogule Kawkowo nie jest zwyczajną wioską. Większość mieszkańców, to ludzie napływowi- tacy którzy wybrali Warmię bo jest dzika, 'niezdeptana'. Postanowili żyć w ciszy, w towarzystkie natury i ludzi, którzy wybrali podobnie jak oni. Dlatego im dłużej jeździliśmy sobie po Kawkowie tym bardziej śmiały nam się buzie do tego że można pukać od drzwi do drzwi i nie słyszy się miastowego: 'Czego chce? ' tylko ' Wchodźcie, jak miło że nas odwiedzacie, macie ochotę na kawę? ciasto? owsiankę? Drzwi w Kawkowie są otwarte, a ludzie chodzą po swoich obejściach na boso. Nie wszyscy i nie zawsze oczywiście , ale jest tam taki właśnie luz. Ja tam ładuję baterie. Dlatego i Wam polecam.
http://www.lawendowepole.pl/
Łan Sztuk
Najpierw będzie o miejscu, które odwiedziliśmy jako pierwsze. Trafiliśmy tam troche przez przypadek, o ile można uznać, że na świecie istnieje coś takiego jak przypadek ;)
Chcieliśmy zatrzymać się w lawendowym polu, ale okazało się że nie ma już tam miejsc, bo za późno się wzieliśmy za planowanie (jak zawsze ;) . Ponieważ zależało mi na tym żeby urlop zacząć w miejscu, które pamiętam jako bardzo piękne i niezwykle relaksujące, więc poszukałam czegoś w okolicy i trafiłam na Łan Sztuk- gospodarstwo agroturystyczne w Starym Kawkowie. Strona wygladała zachęcająco, ale to co zastaliśmy na miejscu znacznie przerosło moje oczekiwania.
Gospodarstwo jest położone jakieś 700 m od wsi Stare Kawkowo (trzeba jechać polną drogą), wg drogowskazów, które rok rocznie kosi zimą pług śnieżny. Budynki, z tego co opowiedzieli nam gospodarze, mają ponad sto lat i są przeurocze, zresztą sami zobaczcie:
Gospodarze Łanu Sztuk- Pani Kasia, Eliza i Artur są przemiłymi ludźmi i tworzą atmosferę w której wszyscy goście, nawet Ci, powiedzmy - trudni ;) czują się zaopiekowani i mile przyjęci. No i to, co na tym blogu najważniejsze- jedzenie. Absolutna REWELACJA. Jeśli ktoś, tak jak ja, lubi ekologiczne, nieprzetworzone jedzenie będzie się tam czuł jak w niebie. Większość rzeczy, które się tam jada powstaje na miejscu- chleb, mleko, sery, warzywa. W uroczej obórce mieszkają kozy które dają mleko, z ktorych Pani Kasia wyczarowywuje przepyszne niedojrzewające sery, codziennie proponując inne- były z miętą, z czarnuszką, z bazylią....
Na śniadanie były, poza wspomnianymi serami m.in. pasztet z ciecierzycy, gzik ze szczypiorkiem i z rzodkiewką (oczywiście z ogródka), jajecznica i pyszny razowy chleb, oczywiście domowego wypieku. Rano budził nas jego zapach :)
Z kolei do herbaty podawany był własnej produkcji syrop z mniszka lekarskiego. Zawojował nasze serca, więc natychmiast nabyliśmy ten wyprodukowany przez Elizę, ale jak tylko wróciłam zrobiłam mały research i mam Wam na jego temat więcej do opowiedzenia, więc o tym osobno.
Na kolację np makaron z zerwanym 10 minut wcześniej przydomowym szpinakiem... Nie wiem czy potrzeba więcej rekomendacji koneserom jedzenia. Podawano na angielskiej porcelanie, a jadało się srebrnymi sztućcami. W dodatku to wszystko za naprawdę rozsądną cenę.
Poniżej adres ich strony. Podpisuję się pod poleceniem obiema rękami, a my tam na pewno jeszcze wrócimy.
http://blackbutterfly.tumblr.com/
Chcieliśmy zatrzymać się w lawendowym polu, ale okazało się że nie ma już tam miejsc, bo za późno się wzieliśmy za planowanie (jak zawsze ;) . Ponieważ zależało mi na tym żeby urlop zacząć w miejscu, które pamiętam jako bardzo piękne i niezwykle relaksujące, więc poszukałam czegoś w okolicy i trafiłam na Łan Sztuk- gospodarstwo agroturystyczne w Starym Kawkowie. Strona wygladała zachęcająco, ale to co zastaliśmy na miejscu znacznie przerosło moje oczekiwania.
Gospodarstwo jest położone jakieś 700 m od wsi Stare Kawkowo (trzeba jechać polną drogą), wg drogowskazów, które rok rocznie kosi zimą pług śnieżny. Budynki, z tego co opowiedzieli nam gospodarze, mają ponad sto lat i są przeurocze, zresztą sami zobaczcie:
Gospodarze Łanu Sztuk- Pani Kasia, Eliza i Artur są przemiłymi ludźmi i tworzą atmosferę w której wszyscy goście, nawet Ci, powiedzmy - trudni ;) czują się zaopiekowani i mile przyjęci. No i to, co na tym blogu najważniejsze- jedzenie. Absolutna REWELACJA. Jeśli ktoś, tak jak ja, lubi ekologiczne, nieprzetworzone jedzenie będzie się tam czuł jak w niebie. Większość rzeczy, które się tam jada powstaje na miejscu- chleb, mleko, sery, warzywa. W uroczej obórce mieszkają kozy które dają mleko, z ktorych Pani Kasia wyczarowywuje przepyszne niedojrzewające sery, codziennie proponując inne- były z miętą, z czarnuszką, z bazylią....
Na śniadanie były, poza wspomnianymi serami m.in. pasztet z ciecierzycy, gzik ze szczypiorkiem i z rzodkiewką (oczywiście z ogródka), jajecznica i pyszny razowy chleb, oczywiście domowego wypieku. Rano budził nas jego zapach :)
Z kolei do herbaty podawany był własnej produkcji syrop z mniszka lekarskiego. Zawojował nasze serca, więc natychmiast nabyliśmy ten wyprodukowany przez Elizę, ale jak tylko wróciłam zrobiłam mały research i mam Wam na jego temat więcej do opowiedzenia, więc o tym osobno.
Na kolację np makaron z zerwanym 10 minut wcześniej przydomowym szpinakiem... Nie wiem czy potrzeba więcej rekomendacji koneserom jedzenia. Podawano na angielskiej porcelanie, a jadało się srebrnymi sztućcami. W dodatku to wszystko za naprawdę rozsądną cenę.
Poniżej adres ich strony. Podpisuję się pod poleceniem obiema rękami, a my tam na pewno jeszcze wrócimy.
http://blackbutterfly.tumblr.com/
WAKACJE
Tytułem wstępu...
Długo nie pisałam bo pochłoneły mnie przygotowywania do wakacji i same wakacje. W międzyczasie też goście. Lato to taki troche czas, kiedy nie da się niczego zaplanować i czas często przecieka przez palce. Ale czy nie to właśnie jest o tej porze roku tak piękne? :) Teraz za to mam do opowiedzenia tyle, że nie wiem czy zdąże, a mam na to równo jedno popołudnie, bo potem ewakuuje się do letniego domku na drugą część urlopu. I znowu nie będę jakiś czas pisać, ale już chyba krótszy niż teraz.
Długo nie pisałam bo pochłoneły mnie przygotowywania do wakacji i same wakacje. W międzyczasie też goście. Lato to taki troche czas, kiedy nie da się niczego zaplanować i czas często przecieka przez palce. Ale czy nie to właśnie jest o tej porze roku tak piękne? :) Teraz za to mam do opowiedzenia tyle, że nie wiem czy zdąże, a mam na to równo jedno popołudnie, bo potem ewakuuje się do letniego domku na drugą część urlopu. I znowu nie będę jakiś czas pisać, ale już chyba krótszy niż teraz.
poniedziałek, 2 lipca 2012
Sos miętowy
I znowu babciny ogród dostarczył mi dobra do pilnego zagospodarowania ;) Tym razem pod postacią naręcza świeżej mięty. Mój krzaczek prywatny, w tym roku dopiero posadzony, mizerny jest na razie więc tylko oczy cieszy. Natomiast babcia niepostrzeżenie wychodowała poważny miętowy chaszcz więc postanowiłam go przerobić na sos miętowy. Poszperałam w różnych przepisach i generalnie są dwie szkoły:
1) tradycyjna, gdzie szatkowane liście mięty łączy się z octem winnym oraz odrobiną cukru pudru. Ten rodzaj sosu można przechowywać wiele miesięcy ponieważ konserwuje go ocet.
2) bardziej nowoczesna, gdzie ocet zastępuje sok z cytryny i oliwa z oliwek, do raczej szybszego spożycia.
Postanowiłam zrobić fusion, ponieważ ocet toleruję w potrawach raczej jako nutę a nie jako pełen smak. (Stąd niespecjalnie pałam miłością do wszystkich konserwowych przetworów, może poza ogórkami w sosie musztardowym ;) ). Myślę , że smak wyszedł całkiem ciekawy dlatego orientacyjny przepis na ten sos poniżej.
Na około 3/4 blendera listków mięty (nie wiem jaką miarę przyjąć która mierzyłaby ilość listków mięty, a to określenie wydało mi się najbardziej klarowne) bierzemy:
1) 3 łyżki octu winnego
2) 3 łyżki cukru pudru
3) sok z jednej cytryny
4) oliwę z oliwek ok. 3-4 łyżek.
Blenderujemy wszystko na gładką masę i smakujemy. Efekt powinien być taki, że wyraźnie czuć miętę, która dosyć kremowo rozchodzi się po podniebieniu dzięki oliwie (stąd ok. 4 łyżek tejże), a ocet czuć tylko w postaci szczypnięć na podniebieniu. Ilość octu i cukru pudru trzeba dobrać w taki sposób żeby ten efekt właśnie osiągnąć, bo cukier równoważy kwasokwatość octu, więc kiedy kwaśny i słodki są w równowadze, wówczas najlepiej czuć resztę smaków.
Warto sobie coś takiego zachomikować w lodówce, szczególnie że pora na jagnięcinę już za pasem, a i do innych grilowanych mięs ten sos nada się pięknie.
Można też na jego bazie przygotować dip miętowy do innych zastowań- wówczas wystarczy tylko zmieszać sos bazę z jogurtem śródziemnomorskim, doprawić solą/pieprzem i dip gotowy!
1) tradycyjna, gdzie szatkowane liście mięty łączy się z octem winnym oraz odrobiną cukru pudru. Ten rodzaj sosu można przechowywać wiele miesięcy ponieważ konserwuje go ocet.
2) bardziej nowoczesna, gdzie ocet zastępuje sok z cytryny i oliwa z oliwek, do raczej szybszego spożycia.
Postanowiłam zrobić fusion, ponieważ ocet toleruję w potrawach raczej jako nutę a nie jako pełen smak. (Stąd niespecjalnie pałam miłością do wszystkich konserwowych przetworów, może poza ogórkami w sosie musztardowym ;) ). Myślę , że smak wyszedł całkiem ciekawy dlatego orientacyjny przepis na ten sos poniżej.
Na około 3/4 blendera listków mięty (nie wiem jaką miarę przyjąć która mierzyłaby ilość listków mięty, a to określenie wydało mi się najbardziej klarowne) bierzemy:
1) 3 łyżki octu winnego
2) 3 łyżki cukru pudru
3) sok z jednej cytryny
4) oliwę z oliwek ok. 3-4 łyżek.
Blenderujemy wszystko na gładką masę i smakujemy. Efekt powinien być taki, że wyraźnie czuć miętę, która dosyć kremowo rozchodzi się po podniebieniu dzięki oliwie (stąd ok. 4 łyżek tejże), a ocet czuć tylko w postaci szczypnięć na podniebieniu. Ilość octu i cukru pudru trzeba dobrać w taki sposób żeby ten efekt właśnie osiągnąć, bo cukier równoważy kwasokwatość octu, więc kiedy kwaśny i słodki są w równowadze, wówczas najlepiej czuć resztę smaków.
Warto sobie coś takiego zachomikować w lodówce, szczególnie że pora na jagnięcinę już za pasem, a i do innych grilowanych mięs ten sos nada się pięknie.
Można też na jego bazie przygotować dip miętowy do innych zastowań- wówczas wystarczy tylko zmieszać sos bazę z jogurtem śródziemnomorskim, doprawić solą/pieprzem i dip gotowy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)