poniedziałek, 11 czerwca 2012

Czuję miętę do twarogu

Uwielbiam włóczyć się po bezdrożach. Najbliżej mi do Kaszub, więc tam siłą rzeczy włóczę się najczęściej. Niezależnie jednak od tego czy włóczę się aktualnie po mieście czy po wsiach ogromną przyjemność sprawia mi chłonięcie tego co widzę. Kiedyś bardzo dawno temu byłam na warsztatach artystycznych, na których przez przypadek ttrafiłam do grupy plastycznej. Wykładowca dał nam jedno zadanie - mieliśmy przejść się po mieście, gdzie odbywały się warsztaty (a było to małe, dosyć nieciekawe miasteczko), znaleźć przestrzeń, która będzie nas inspirowała i zmienić ją w jakiś sposób (np tworząc instalację lub malując mural). Chodziło o to, by dodać do przestrzeni miasta naszą jego interpretację. Z początku wydawało mi się to straszliwie nudne ale konieczność wykonania zadania spowodowała, że zaczełam po tym miasteczku chodzić i patrzeć na nie zupełnie innymi oczami. Oczami kogoś, kto szuka inspiracji. Okazało się np. że stare kamiennice mają przepiękne tęczowo-pastelowe zacieki, idealne do tworzenia bajkowych malowideł. Od tego czasu często bawię się w detektywa i najbardziej interesuje mnie to, co moge znaleźć za jakimś pozornie mało interesującym rogiem.

Pewnie się zastanawiacie co to wszystko ma wspólnego z kuchnią. A właśnie dużo... :)  Jak się mieszka w dużym mieście to kupienie krewetek, dobrego wina czy wasabi nie przedstawia większej trudności. Natomiast kupienie prawdziwego mleka, masła czy sera jest absolutnie awykonalne. Podobnie trudno dostępne są ekologiczne warzywa czy owoce. Za granicą już od dawna żywność ekologiczna jest dużo droższa od tej ogólnodostępnej, ale dostępna. W Polsce , o dziwo, jeszcze nie osiąga zawrotnych cen ale za to znalezienie źródła takich dóbr jest zadaniem niezwykle trudnym.

Zupelnie niedawno wracając z całodniowej wycieczki zobaczyłam, schowany za rogiem, na skrzyżowaniu, taki znak:



Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła co się tam mieści. Mój mąż nie był zachwycony perspektywą zawracania komuś głowy w niedzielne popołudnie ale to, co tam znaleźliśmy zmieniło zdecydowanie jego nastawienie. Okazało się że gospodarze stworzyli strefę wolną od GMO i wytwarzają produkty ekologiczne, posiadające unijne certyfikaty.  Produkują jaja (z prawdziwego wolnego wybiegu- sama widziałam stada kur rozgrzebujące podwórko), produkty mleczne i mięsne- w tym, latem, jagnięcinę. :) mmmmm....

Kupiliśmy twaróg- który notabene od razu podbił moje serce, bo Pan spakował go nam prosto z durszlaka na którym obciekał. Pachniał łąką i krowami. Poza tym kupiliśmy mleko, które nie było białe, tylko kremowe (gospodarze nie odwirowują smietany). Wiedzieliście, że mleko nie jest białe? I jaja. Jak staliśmy i wybieraliśmy twaróg to przez przypadek dostalam kolejny certyfikat tego miejsca. Pani Gospodyni stwierdziła że ten mniej udany twaróg będzie dla kurczaków. Bo wykluły się kurczaki. Uśmiechnełam się wtedy w duchu, że kurczaki nietrzymane w klatkach, które dostają do jedzenia, taki pyszny świeżo zrobiony twaróg, na pewno potem robią pyszne, zdrowe jaja :).

Na twaróg miałam chytry plan. Jutro powiem jaki. :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz